Robienie kasztanowych ludzików to jedno z moich ulubionych jesiennych wspomnień. Pamiętam, jak robiliśmy je z dziadkiem wiele, wiele lat temu. Pamiętam tę dziecięcą radość, zapach suchych liści i ich szelest pod stopami, ciepłe promienie jesiennego słońca na twarzy, kiedy zbieraliśmy kasztany.
Kasztanowe ludziki wróciły do nas teraz, kiedy Adaś jest już wystarczająco duży. Dla niego to nowa i ciekawa zabawa, odkrywanie kolejnych tajemnic otaczającego go świata. Dla mnie, to na nowo odkryte jesienne radości: szukanie skarbów natury w czasie szeleszczących liśćmi spacerów oraz kasztanowe ludziki.
Dla Adasia takie poszukiwania wśród liści były niezwykłą zabawą. Kasztany polubił bardziej - to chyba przez ich kolczaste skorupki. Te jeszcze zamknięte podobały mu się najbardziej, delikatnie podnosił je i oglądał uważnie z każdej strony, a później otwierał. Dojrzałe już kasztany dały się otworzyć bez problemów. Każde znalezisko było równie ekscytujące i emocjonujące bardziej niż otwieranie Jajek Niespodzianek.
A oto nasze ludziki i koniki. Czapki mają włochate, bo żołędzie są z dębu burgundzkiego, zwanego też frędzelkowatym. Ludziki w takich czapeczkach wyglądają jak leśne elfy lub duszki:)
Zrobiliśmy też mrówkę, bo mrówki bardzo lubimy.
Wpis powstał w ramach projektu Mały przyrodnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz