Po pierwsze - laurki. Zapytałam Adasia, jakie kwiatki chciałby umieścić na laurkach. Odpowiedział, że maki, bo jego ulubiony wierszyk to "Siała Jula mak, nie wiedział jak, Adaś wiedział, nie powiedział, a to było tak...". Taka nasza wersja.
Hmm, trochę pogłówkowałam nad tymi makami, poszperałam w sieci, dodaliśmy jak najwięcej makowych elementów i wyszły nam przepiękne laurki.
Zależało mi na tym, aby Adaś jak najwięcej elementów wykonał samodzielnie. I muszę przyznać, że bardzo chętnie zabrał się do dzieła. Najpierw odrysowaliśmy i wycięliśmy koła - po dwa na każdy mak. Następnie trzeba było koło złożyć na cztery i uciąć jeden brzeg, aby po rozłożeniu w każdym pojawiły się dwa wcięcia. Następnie - najprzyjemniejsza część - każdy element trzeba zgnieść w kulkę, a później delikatnie rozłożyć. Przykleić jeden w pionie, a drugi w poziomie i dorysować łodygę i liście. My mamy też pączki - trochę inaczej to planowała, no, ale to Adaś był głównym wykonawcą i nie dał się przekonać ;). Pozostało jeszcze wykonanie czarnych środków w każdym kwiatku. Użyliśmy do tego ziaren maku i wyszło bardzo ładnie, oryginalnie, a radość i duma z laurek była przeogromna.
Maki są czerwone
Czerwone serduszka
Prosto z serc szepczemy
Życzenia do uszka
Uśmiechniętej buzi
Rąk do przytulania
Błysku szczęścia w oczach
Powodów do śmiania.
Do każdej laurki dołączamy wykonany samodzielnie prezent - tutaj już więcej naszego udziału. W tym roku postawiliśmy na transfer zdjęcia na drewno. Brzmi nieco tajemniczo, trzeba się trochę napracować, ale efekt jest tego wart. Dla mnie to były pierwsze kroki w tym temacie, ale czuję, że nie ostatnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz